Czy wiadomo, ile jest osób w kryzysie bezdomności pomiędzy 18. a 25. rokiem życia? - Według naszych danych około 100 osób w Warszawie, a według danych rządowych prawie 800 w całym kraju
Dom w "Panu Tadeuszu" A. Mickiewicza, a dom w "Ludziach bezdomnych" S. Żeromskiego. W literaturze polskiej, we wszystkich epokach literackich, często pojawia się motyw związany z domem. Nic dziwnego, pojęcie domu jest bowiem bardzo bliskie każdemu człowiekowi. Kojarzy się nam ono z opieką, życzliwością, ciepłem, bezpieczeństwem i
Problem bezdomności, niezauważony przez władze na długo przed pandemią, pogłębił się. Przewlekła bezdomność wzrosła o 15 procent w latach 2019-2020. Raporty wskazują na 7-procentowy wzrost osób całkowicie bez schronienia, a to oznacza że po raz pierwszy od dawna w USA więcej osób żyje na ulicach niż w jakimkolwiek schronieniu.
Podsumowując, można stwierdzić, że kwestia bezdomności w „Ludziach bezdomnych” jest rozpatrywana szeroko i wyczerpująco. Autor zawraca uwagę na bezdomność dosłowną – jako brak domu oraz bezdomność w sensie przenośnym - jako brak bliskich, nieumiejętność. Motyw literatury - Motyw literacki. Motyw literatury i jej wpływu
Polska bezdomność, na tle innych krajów europejskich, wyróżnia się przede wszystkim bardzo długimi epizodami bezdomności oraz niskimi odsetkami bezdomnych kobiet, dzieci i młodzieży (problemem jednak może być tu ukryta bezdomność tych grup związana z faktem, iż unikają one korzystania z usług schronienia w placówkach dla
Nomadzi sportretowani przez Stefana Żeromskiego – idea domu i bezdomności w Ludziach bezdomnych Źródło: Pixabay , domena publiczna. Od momentu pojawienia się Ludzi bezdomnych Stefana Żeromskiego krytycy literaccy i czytelnicy starali się zinterpretować znaczenie tytułu, wyczuwając, że stanowi on klucz do właściwego odczytania
. Pierwsze skojarzenie, gdy mówi się "człowiek bezdomny", przywodzi na myśl ubogiego kloszarda bez dachu nad głową. Jest to bardzo naturalne. Problem fizycznej bezdomności jest dziś u nas dość nabrzmiały i w każdym mieście możemy spotkać ludzi koczujących na ulicach, bądź dworcach kolejowych. Niemniej, teoretycznie problem ten rozwiązać łatwo - wystarczy zapewnić tym ludziom dach nad głową poprzez odpowiednie rozbudowanie systemu opieki socjalnej. Czy nas, jako społeczeństwo, na to stać, to już inna para kaloszy. Tym zajmują się Minister Finansów i Minister Budownictwa i nie jest to sprawa dla ucznia piszącego szkolne wypracowanie. Gdy bliżej przyjrzeć się pojęciu bezdomności, zwłaszcza mając w pamięci lekturę "Ludzi bezdomnych" Stefana Żeromskiego, okazuje się, iż bezdomność to nie tylko fizyczny brak budynku, w którym można by mieszkać. Bywają ludzie, którzy posiadają bardzo piękne domy i z pozoru zdaje się niczego im do szczęścia nie brakować, a mimo to cierpią oni swego rodzaju bezdomność - bezdomność społeczną. Problem bezdomności społecznej dotyka dziś bardzo wielu ludzi. Na dobrą sprawę, nikt chyba nie ma pojęcia o jego rzeczywistej skali, bo nie sposób go zmierzyć. Bezdomnych mieszkających na ulicy dosyć łatwo jest policzyć. Natomiast osób, które mimo posiadania domu czują się bezdomne, zliczyć prawie że nie sposób. Skąd bierze się taka bezdomność społeczna? Wiele jest jej konkretnych przyczyn. Można je jednak z grubsza podzielić na dwie grupy. Są to przyczyny leżące po stronie osób, których bezdomność dotyka i przyczyny od nich niezależne. Bezdomność społeczna, mająca swe źródło w postępowaniu osoby nią dotkniętej, jest niejako bezdomnością na życzenie. W pewnym momencie życia dana osoba decyduje się odizolować od swego środowiska. Taka sytuacja może, na przykład, dotyczyć młodego człowieka, który z powodu niemożności porozumienia się ze swą rodziną, zrywa z nią wszelkie kontakty i rozpoczyna życie "na własną rękę". Dopóki nie założy on własnej rodziny lub nie powróci na łono swej rodziny naturalnej, jest on, w pewnym sensie, człowiekiem bezdomnym. Przykład ten jest jednak mało "literacki" - nie wstrząsa on, nie porusza ani nie zastanawia. Skoro ktoś życzy sobie prowadzić samotniczy tryb życia i dobrze mu z tym - proszę bardzo! Nic, tylko życzyć szczęścia i powodzenia. Niekiedy jednak społeczna bezdomność, choć wynika ze świadomego wyboru człowieka, jest o wiele bardziej dramatyczna. Ma to miejsce, gdy jest ona skutkiem wyboru dwu alternatywnych dróg życiowych: poświęcenia się dla społeczeństwa lub życia tylko dla siebie i swoich bliskich. Działalność społecznikowska utrudnia często życie rodzinne, czasem wręcz uniemożliwia rozpalenie własnego domowego ogniska. Wybór pomiędzy życiem dla siebie czy dla innych dziś jest prosty. Za żadną z tych opcji nie przemawiają specjalne względy. Decyzja należy do jednostki. Jednak dawniej, w czasach o których pisał Żeromski w "Ludziach bezdomnych", za oddaniem swego życia społecznej służbie, przemawiał moralny, obywatelski obowiązek. Akcja powieści rozgrywa się w epoce pełnego rozkwitu pozytywizmu. Sztandarowymi hasłami tych czasów są praca organiczna i praca u podstaw, wcielane w życie przez młodych zwolenników pozytywistycznej filozofii. Praca u podstaw oznaczała podnoszenie moralnego i edukacyjnego poziomu najniższych warstw społeczeństwa - chłopów i robotników. Wymagała ona mrówczego trudu uczynienia z tych szerokich proletariackich rzesz świadomych obywateli. Był to sposób pozytywistów na odzyskanie niepodległości. Uważali oni bowiem, że niepodległy może być tylko naród świadomy swej odrębności. Jaka natomiast była świadomość narodowa u niepiśmiennego chłopa, który z nieufnością obserwował "wojny panów", czyli powstania narodowowyzwoleńcze? Toteż należało tego chłopa oświecić i ucywilizować. Nauczyć go jego praw i obowiązków. Uświadomić mu, że jest on Polakiem. Do tego zadania, zakrojonego na bardzo szeroką skalę, potrzebna była armia wykształconych ludzi, gotowych szerzyć oświatę wśród szerokich mas ludowych. W Polsce końca XIX wieku takiej wystarczająco liczebnej armii nie było, toteż ci, którzy decydowali się wypełniać to szczytne zadanie, musieli poświęcić się mu bez reszty, rezygnując ze wszystkiego, co mogło być dla nich cenne - posiadania rodziny, robienia zawodowej kariery. Główni bohaterowie "Ludzi bezdomnych" to właśnie tacy młodzi, zaangażowani w działalność społeczną pozytywiści. Tomasz Judym jest świeżo upieczonym lekarzem medycyny, jego ukochana, Joanna Podborska - szkolną nauczycielką. Mają oni oboje jasną świadomość ciążącego na nich moralnego obowiązku poświęcenia się dla dobra ludu. Ta świadomość, a zarazem i potrzeba, silniejsza jest u Judyma niż u Joasi, lecz ona doskonale go rozumie i w żaden sposób nie zamierza mu utrudniać jego społecznej misji. Nie można jednak powiedzieć, że doktor Judym jest zdecydowanym zwolennikiem rezygnowania z życia osobistego dla charytatywnej działalności. O, nie! On przeżywa poważne rozterki, zanim zdecyduje się złożyć swą miłość do Joasi na ołtarzu społecznej służby. Chciałby być doktorem ubogich, w pełni wypełniającym hipokratesową przysięgę niesienia pomocy wszystkim potrzebującym, a nie tylko tym, którzy są w stanie za medyczną usługę odpowiednio zapłacić. Jednak chciałby również założyć rodzinę, mieć dom, kochającą żonę i dzieci. Wie jednak doskonale, iż aby założyć rodzinę potrzebuje pieniędzy na jej utrzymanie. A tych natomiast nie zarobi, jeśli poświęci się leczeniu ubogich, bo przecież ludzie biedni nie będą mieli mu czym płacić. Toteż doktor Judym staje przed trudnym dylematem - albo rodzina i zarzucenie misji leczenia biedaków, albo działalność społeczna i związana z tym bezdomność. Obie drogi życiowe kuszą. Jedna osobistym szczęściem, druga poczuciem dobrze spełnianego obowiązku. Obie też mogą okazać się bardzo trudne, jeśli którąś z nich wybierze. Jedna spowoduje, że nie będzie miał spokojnego sumienia, druga zaś, iż na zawsze pozostanie człowiekiem bezdomnym. Doktor Judym, postawiony przed tak trudnym wyborem, decyduje się po pewnym wahaniu oddać służbie dla społeczeństwa. Swą decyzję przedstawia Joasi, która w pełni go rozumie i akceptuje wybór, jakiego dokonał. Symbolem dramatycznego rozdarcia, jakie przeżywają zarówno Judym, jak i Joasia, jest rozdarta na dwoje uderzeniem pioruna sosna, która jest elementem krajobrazu stanowiącego tło ich rozstania. Wybór, jakiego dokonali Judym z Joasią, choć świadomy, był mocno ograniczony zewnętrznymi uwarunkowaniami epoki, w jakiej przyszło żyć bohaterom Żeromskiego. Dzisiaj nie ma takiej społecznej i moralnej presji, jaka działała na tę literacką parę. Aczkolwiek i dziś zdarzają się wybory, powodujące swoisty rodzaj społecznej bezdomności, w których wolna wola osób dokonujących wyboru bywa mocno ograniczona. Ograniczenia te mają charakter nie moralny czy społeczny, a ekonomiczny. Na skutek transformacji ustrojowej, jaką przeszedł nasz kraj w ostatnich latach, wiele rodzin stanęło w obliczu poważnych problemów finansowych. Dzika, nieustanna pogoń za dobrami materialnymi, które mają zapewniać egzystencję rodzinie, okazuje się niekiedy bardziej jej szkodzić niż pomagać. Oto bowiem, nie wiadomo jak i kiedy, członkowie takiej rodziny, która stara się zgromadzić jak najwięcej dóbr wszelkim możliwym kosztem, stają się ludźmi bezdomnymi. Osłabiają się rodzinne więzi, osoby tworzące taką rodzinę mają coraz mniej czasu dla swych najbliższych, stają się oni sobie coraz bardziej obcy. Problem ten nie jest bardzo straszny, gdy dotyczy rodzin dobrze sytuowanych. Te, jeśli uświadomią sobie powagę ich sytuacji, mogą przewartościować swe cele i ograniczyć pozyskiwanie materialnych dóbr, poświęcając uzyskany w ten sposób czas na kultywowanie rodzinnych więzi i zapobieganie w ten sposób problemowi bezdomności wtórnej swych członków. Jednak problem ten okazuje się nie do przezwyciężenia, kiedy dotyka on rodzin, które mimo maksymalnego poświęcenia dla zapewnienia sobie materialnego zaplecza funkcjonowania, z trudem je uzyskują. Wówczas bezdomność ludzi tworzących taką rodzinę jest tak nieunikniona, jak bezdomność bohaterów Żeromskiego. Wreszcie na zakończenie chcę powiedzieć kilka słów o społecznej bezdomności ludzi, która ma swe podłoże w przyczynach od nich niezależnych. Jest to problem szczególnie bolesny w dzisiejszych czasach. Jego ofiarami padają osoby w jakiś sposób upośledzone, nie umiejące odnaleźć się w społeczeństwie czy też, ze względu na swą odmienność, przez to społeczeństwo odrzucane. Ten problem dotyka niechcianych dzieci, które stają się społecznymi sierotami, tułającymi się po państwowych przytułkach. Jest on również udziałem części samotnych osób niepełnosprawnych. Bardzo często ludzie tacy, ze względu na swe fizyczne ułomności, nie potrafią zbudować swego domu lub, mimo szczerych chęci, są odrzucani przez nietolerancyjne, pełne małostkowości i uprzedzeń społeczeństwo. Społeczność potrafi też brutalnie i bezwzględnie wykluczyć ze swego grona wszelkie jednostki, które w jakiś inny, niż fizyczna ułomność, sposób odbiegają od powszechnie przyjętych norm. Los taki staje się często udziałem osób o homoseksualnej orientacji płciowej, alkoholików, byłych więźniów i wielu innych jeszcze, których ciężko tu wszystkich wymienić. Źródło bezdomności ludzi wspomnianych w tym akapicie leży po stronie społeczeństwa, w jakim przyszło im żyć. Odrobina tolerancji i zrozumienia dla ich odmienności często mogłaby zlikwidować problem ich wyobcowania.
Wstęp 1. Zdefiniuj pojęcie „bezdomności”. 2. „Ludzie bezdomni” jako powieść ukazująca różne oblicza bezdomności w znaczeniu dosłownym i metaforycznym. Rozwinięcie 1. Bezdomność w znaczeniu dosłownym, wynikająca z braku prawdziwego domu, dającego poczucie szczęścia rodzinnego i bezpieczeństwa: a) bezdomność warszawskiej biedoty, chłopów w Cisach i śląskich robotników, wynikająca z warunków, w jakich żyją, mieszkają w norach i budach; b) bezdomność Tomasza Judyma – w dzieciństwie nie miał domu rodzinnego, nie zaznał ciepła i poczucia bezpieczeństwa, w życiu dorosłym nieustannie zmienia miejsce zamieszkania, wierność wobec własnych ideałów nie pozwala mu na założenie rodziny. Jego bezdomność jest bezdomnością, wynikającą ze świadomego wyboru; c) bezdomność Joasi Podborskiej – utraciła rodowy dworek, nie ma swojego miejsca na świecie, mieszka u ludzi, dla których pracuje. Jej marzenia o prawdziwym domu, rodzinie, szczęściu u boku ukochanego mężczyzny nie spełniają się; d) bezdomność Wiktora Judyma i jego rodziny – wynika z poszukiwania lepszych warunków do życia, emigracja powoduje utratę nie tylko domu rodzinnego, miejsca, w którym Wiktor dorastał, ale również domu w znaczeniu metaforycznym – ojczyzny. 2. Bezdomność w znaczeniu metaforycznym: a) bezdomność ludzi wyalienowanych ze społeczeństwa – bezdomność Tomasza Judyma, który dzięki zdobytemu wykształceniu osiągnął awans społecznych, lecz nie potrafił odnaleźć się w nowej rzeczywistości: nie należał już do klasy, z której się wywodził i został odrzucony przez środowisko, do którego wszedł dzięki swemu zawodowi. Joasia Podborska po śmierci rodziców została wydziedziczona; b) bezdomność wynikająca z utraty ojczyzny – bezdomność ze świadomego wyboru Wiktora Judyma, planującego emigrację do Ameryki w poszukiwaniu lepszych warunków życia. Bezdomność z przymusu brata Joasi, Wacława, zesłanego na Syberię za działalność rewolucyjną; c) bezdomność w znaczeniu egzystencjonalnym – bezdomność Korzeckiego wynikająca z jego poczucia wyobcowania w świecie, niemożności pogodzenia się ze złem i ucieczka przed nim wyrażona w samobójczym akcie. strona: - 1 - - 2 -Polecasz ten artykuł?TAK NIEUdostępnij
„Ludzie bezdomni” Stefana Żeromskiego należą do najbardziej przejmujących powieści, opisujących bolączki polskiego społeczeństwa. Napisana przed ponad stu laty do dziś pozostaje obiektem rozważań nad dolą człowieka w ogóle i refleksji o problemach naszych przodków w szczególności. Podobnie, jak w przypadku innych książek Żeromskiego, tytuł dzieła jest niejednoznaczny. Autor ten ewidentnie rozmiłowany był w metaforach, co wychodzi jednak na dobre jego twórczości. Dzięki temu, że musimy zastanowić się nad sensem tytułu, możemy też zrozumieć lepiej sens całej powieści. Czymże jest bowiem owa bezdomność? Można ją rozumieć, jako wyobcowanie, odczuwane przez głównego bohatera, Tomasza Judyma. Pochodził on z biedoty, a mimo to udało mu się dostać do wyższej warstwy społecznej. Ciężką pracą zdobył edukację zagranicą i został lekarzem. Judym nie jest już częścią klasy, z której się wywodził – brat-robotnik to dla niego ktoś niemalże obcy. Jego fatalne warunki życia napawają Judyma współczuciem, ale i obrzydzeniem. Z drugiej strony nie nasz bohater nie zaaklimatyzował się całkowicie wśród bogatszej części społeczeństwa. Panny z wyższych sfer, do których Judym „smali cholewki”, nie zwracają na niego specjalnej uwagi – stanowi to dla niego powód frustracji. Również intelektualnie Judym jest „bezdomny”. Inni lekarze traktują z pobłażaniem, jeśli nie z wrogością, jego pozytywistyczne projekty szerzenia wśród nędzarzy wiedzy o zasadach higieny. Pośród cyników i konformistów, tworzących warszawskie towarzystwo medyków, idealista Judym wyróżnia się – ale to wyróżnianie skazuje go na samotność i brak bratniej duszy. Bezdomność, chociaż również nie dosłowna, staje się udziałem całych warstw niższych. Wprawdzie robotnicy i chłopi, opisywani przez Żeromskiego, mają swoje mieszkania, ale zazwyczaj są to niehigieniczne, brudne klitki. Trudno nazwać domem małe pokoiki, w których gnieżdżą się całe rodziny, trudzące się, by przetrwać. Widmo prawdziwej bezdomności cały czas unosi się nad nimi – w końcu strata pracy w fabryce może oznaczać wyrzucenie na bruk. Robotnicy mogą próbować polepszyć swój los, jak czynił to brat Judyma – jednak to wiążę się z rezygnacją nawet z tej namiastki domu, jaką udało im się stworzyć. By poprawić swoją sytuację materialną, muszą emigrować do bogatszych krajów, porzucić swoje mieszkanka i ruszyć w nieznane. Koszty biletów są tak wysokie, że muszą oni sprzedać praktycznie wszystko – w związku z tym nie będą mogli wrócić, gdy „podwinie” im się noga w Ameryce. Bezdomność w powieści Żeromskiego ma wiele znaczeń. Odnosi się do wyobcowanie głównego bohatera, ale również do losu warstw niższych, żyjących w nieustannym strachu przed nędzą. Dom kojarzy się ze spokojem, ładem i ukojeniem – a to nie stało się udziałem ani Judyma, ani warstwy społecznej, z której pochodził. Rozwiń więcej
Źródeł bezdomności należy upatrywać w problemach osobistych, rodzinnych oraz gospodarczych. Według przepisów prawa sobą bezdomnym jest osoba niezamieszkującą w lokalu mieszkalnym w rozumieniu przepisów o najmie lokali mieszkalnych i dodatkach mieszkaniowych i nigdzie niezameldowaną na pobyt stały w rozumieniu przepisów o ewidencji ludności i dowodach osobistych. Najczęstsze przyczyny bezdomnościNajczęstszymi powodami bezdomności są:- rozpad rodziny,- przemoc w rodzinie,- rozwód – powodujący niemożność zamieszkania z byłym małżonkiem- eksmisja lokatora bez przyznania prawa do lokalu socjalnego,- uzależnienie od narkotyków,- uzależnienie od alkoholu,- bezrobocie – brak źródła stałych dochodów,- powrót z zakładu karnego,- związek ze światem przestępczym powodujący odrzucenie przez rodzinę,- choroba powodująca wykluczenie społeczne (np. AIDS),- powrót ze szpitala psychiatrycznego,- brak tolerancji społecznej,- likwidacja hoteli pracowniczych,- opuszczenie domu dziecka,- uchodźstwo- odrzucenie wartości, którymi kieruje się społeczeństwo - świadomy wybórZobacz również serwis: Praca Przyczyny bezdomności mogą się na siebie nakładać Niektóre przyczyny nakładają się na siebie. Bardzo często alkoholizm jednej strony prowadzido przemocy w rodzinie, przez którą następuje rozpad rodziny skutkujący rozwodem. Zła sytuacja finansowa, bezrobocie i całkowity brak środków do życia powodują eksmisję, która może być już tylko krokiem do bezdomności może być także pobyt w zakładzie karnym lub ośrodku wychowawczym. Gdy po opuszczeniu miejsca izolacji taka osoba nie ma się gdzie udać, a nie chce wrócić na drogę przestępstwa, to niejednokrotnie zasila szeregi mogą także zostać obcokrajowcy, którzy dostali się do naszego kraju nielegalnie przekraczając granicę. W obawie przed deportacją z naszego kraju nie chcą zgłosić się po pomoc do odpowiednich władz. Ich sytuacja jest szczególnie trudna ze względu na potęgującą trudności barierę również serwis: Bezdomność i mieszkanie komunalne Opisz nam swój problem i wyślij zapytanie.
Zjawisko bezdomności w Polsce dotyka ponad 30 tysięcy osób. Choć to niewiarygodne, w XXI wieku, w kraju należącym do Unii Europejskiej, ludzie są głodni. Głodni na tyle, że posiłek wydawany przez jadłodajnię przy Jagiellońskiej zjadają natychmiast, na ulicy. Dziennie w centrum Katowic przygotowywanych jest średnio 300 posiłków. Jest, lub raczej było - liczba ta wyraźnie wzrosła w związku z pandemią. Jak wygląda bezdomność w czasach zarazy oraz jakie są kulisy niesienia pomocy, opowiada założyciel inicjatywy - Dietmar Brehmer - w rozmowie z Wiesławem taka jadłodajniaWiesław Bełz: Ile posiłków dziennie wydajecie w ostatnim czasie?Dietmar Brehmer: 400 lub więcej… Dzisiaj (15 kwietnia 2020) było dokładnie 415. Taką bazową liczbą jest 300. Dotyczy to osób z Katowic. Te pozostałe 100 stanowią osoby z okolicznych ten przyrost?Oczywiście to efekt pandemii. Okazało się, że w tych trudnych czasach nigdzie nie można zdobyć nas zjawiają się ludzie, którzy przyjechali z emigracji z Anglii, Holandii (nie mają się gdzie podziać), są Ukraińcy, Cyganie, ale zdecydowanie przeważają początku było to bardzo denerwujące, kiedy uświadamialiśmy sobie, że służby pomocy społecznej ościennych miast nie radzą sobie. Wygląda na to, że jesteśmy jedyną organizacją w okolicy, która serwuje posiłki w takiej ilości i dla wszystkich GTChKiedy pytam przyjezdnych, dlaczego przyjeżdżają do nas, otrzymuję odpowiedź, że w ich mieście nie ma możliwości uzyskania do wojewody i w urzędzie marszałkowskim, zwracając uwagę na to, że trzeba coś z tym zrobić… pomyśleć, może pobudzić organizacje lokalne. Na razie efektów nie bezdomnegoCzym są posiłki, które serwujecie?Może mało kto w to uwierzy, ale są to posiłki absolutnie niezbędne. Podchodzimy do naszej misji bardzo co serwujemy, nie jest jakąś „zupką”, ale to prawdziwy, ciepły posiłek, z wkładką mięsną, z jarzynami, tam jest makaron, przywozimy około 600 kg wyrobów mięsnych, 40 kg warzyw, 1400 bochenków chleba. To nie jest już skala małej organizacji charytatywnej. To działalność niedużego przedsiębiorstwa mi kiedyś o tym, co jest marzeniem bezdomnego… Możesz przypomnieć ten epizod?Tę historię opowiedział mi Dariusz Dyrda, dziennikarz z temu podszedł do niego pewien ubogi człowiek i poprosił o datek. Darek dał mu 5 zł i wdał się w rozmowę. Zapytał filozoficznie: „A co pan potrzebowałby najbardziej?” Usłyszał: „Ciepły posiłek, ja od czasu do czasu muszę zjeść coś na ciepło”. Darek pojechał do domu i przywiózł temu panu ugotowane, ciepłe mógł zrobić, tak z marszu. Wydaje mi się, że wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy, co znaczy ten jeden posiłek – ciepły i kaloryczny, jak bardzo jest to ważne!archiwum GTChW XXI wieku ci ludzie są tak głodni!Jak wygląda teraz wasza działalność? Jak zauważyłem, stołówka jest zamknięta, a obiady serwujecie w pojemnikach, przez okienko przy kupiliśmy na ten cel 12 tys. styropianowych naczyń (są dość drogie). To, co widzimy to to, że niektórzy nasi goście po otrzymaniu posiłku natychmiast go jedzą – tam, na ulicy. To brzmi niewiarygodnie – w XXI wieku ci ludzie są tak głodni!Uważnie obserwuję wszystkich, którzy do nas przybywają, znam prawie każdą osobę. Ale niektórych widzę po raz pierwszy. Pytam wówczas, dlaczego ten ktoś dotarł do nas dopiero teraz, dlaczego nie wcześniej. Otrzymuję taką na przykład odpowiedź:Ja, proszę pana, nigdy nie przyszedłem wcześniej, bo zawsze mogłem coś znaleźć, choćby na śmietniku. Ale teraz to niemożliwe, nie ma takiej zrobisz takiemu człowiekowi, popatrzysz na niego i co? Harakiri! To przecież woła o pomstę do nieba! To jest alarm! Może to, że dajemy potrzebującym 400 posiłków, to nie tak wiele. Ale równocześnie to bardzo dużo! Stanowczo za dużo!Zbiórka na nowy kociołCo was skłoniło do tego, by skorzystać z formuły zbiórki publicznej?Zadziałało kilka wektorów. Po pierwsze, mamy młody zespół, który jest nastawiony na nowoczesny styl i technikę pracy. Po drugie, w związku z pandemią, niespodziewanie pojawiła się potrzeba znacznego zwiększenia liczby posiłków. Po trzecie, no wiesz – ten nasz kocioł, otrzymany dwadzieścia lat temu w formie darowizny – już od dłuższego czasu działał niedobrze, mówiąc dosadnie: po prostu był… zepsuty. Wykorzystaliśmy więc okoliczności, by podjąć starania o nowy. Na starym, po prostu, już nie szło gotować!Powiedz – tak szczerze – czy określając kwotę zbiórki na 30 tys. zł nie obawialiście się, że może być problem z jej uzbieraniem?Oczywiście, że się obawiałem. Górnośląskie Towarzystwo Charytatywne działa już 31 lat, więc dobrze wiem, jak trudno jest zdobyć jakiekolwiek środki dla grupy społecznej, której wykluczone, bezdomne, żyjące w skrajnej biedzie nie mają na Śląsku dobrego PR-u. Nie jest popularne, by angażować się w pomoc dla tych kręgów. Ale to się pewno uważnie obserwowałeś przebieg zbiórki. Czy można zauważyć jakieś tendencje?Nie mamy jeszcze pełnej analizy, na pewno ją zrobimy, ale już w tej chwili można wyciągnąć pierwsze wnioski. Uderzyło mnie na przykład to, że uczestniczyło w niej aż 600 osób. To jest bardzo dużo! Prawdopodobnie wiele z nich to nasi (moi i ludzi z kręgu GTCh) znajomi oraz ci, którzy znają nas z Facebooka. Nie mam wątpliwości, że bez tego medium zbiórka w tym wymiarze by nie były wpłaty? Czy zwróciliście uwagę, jakie przeważały? Jakie były największe, jakie dominujące?To, z czego cieszymy się najbardziej, to z wpłat małych, takich po 10 zł. Przeważały jednak większe, po 50 zł, to one zbudowały ostateczną kwotę. Należy dodać, że były i wpłaty duże, największa wynosiła dwa i pół tysiąca. Nie mogę podawać nazwisk. Gdy dokonywane były wpłaty, kilkakrotnie pytałem czy mogę ujawnić tożsamość, większość zastrzegała jednak zrobicie z uzbieranymi pieniędzmi?No, uzbieraliśmy na kocioł! Ponieważ jednak mamy więcej środków, okazało się, że stać nas na coś jeszcze. Starczy jeszcze na patelnię gastronomiczną, taką 90-litrową, prawdopodobnie też na piec konwekcyjny. Za tydzień wszystko będzie już punkt ciężkości biedy tego miastaWasze Stowarzyszenie prowadzi działalność od 30 lat, możecie więc na problem biedy spoglądać z długiej perspektywy. A jak to wygląda z dystansu ostatnich 5-10 lat? Czy coś się zmieniło, czy coś się zmienia?Zauważam pozytywną zmianę. Mamy wrażenie, że w obecnej sytuacji nastąpiło zbliżenie z władzami miasta. Mamy autentyczne zainteresowanie, po raz pierwszy w historii ktoś do nas przyszedł. A przecież my wyznaczamy punkt ciężkości biedy tego miasta. Ja wiem, że jej nikt nie chce widzieć, przecież to nic chlubnego, ale ona istnieje. Nie można udawać, że w Katowicach nie ma tych problemów!archiwum GTChCo do zmiany nastawienia mieszkańców okazuje się, że bardzo pomógł nam Facebook. To publikowanie zdjęć biednych ludzi. Oni w ten sposób wychodzą z niszy anonimowości, przestają być tylko… „kategorią”. Na początku publikacje tego rodzaju wywoływały konsternację. Jak to, pokazujecie twarze biednych ludzi, „z marginesu”, wykluczonych? Robicie im wielką krzywdę. Ale oni się na to zgadzali. Nie wstydzili się swego położenia. I to chyba po jakimś czasie spowodowało zmianę nastawienia, wzrost empatii stoi za tą ogromną pracą? Jak wygląda wasz zespół?Pracuje łącznie 15 osób. Część to wolontariusze – ci, którzy kiedyś sami byli bezdomnymi, więźniami po odsiadce. Myśmy im podali rękę, a oni zostali z nami – pracują teraz na rzecz innych potrzebujących. Ale jest jeszcze ekipa GTCh, nasz zespół pracowniczy. Składa się tylko z czterech osób. To niezwykle oddani i zaangażowani ludzie. To są kulisy tego, co Brehmer, regionalny działacz charytatywny jest założycielem pierwszej w Polsce pozarządowej, pozakościelnej organizacji charytatywnej. Jako jeden z pierwszych zainteresował się zjawiskiem bezdomności i wykluczenia społecznego. Działalność Brehmera jest nierozerwalnie związana z Górnośląskim Towarzystwem Charytatywnym, którego jest założycielem i wieloletnim prezesem. GTCh prowadzi w centrum Katowic, przy ul. Jagiellońskiej 19, znaną w Polsce jadłodajnię dla bezdomnych. Z posiłków tam wydawanych codziennie korzysta od 300 do 450 osób. W ciągu roku daje to sumę ponad 100 tysięcy posiłków. Całkowita ich liczba, od początku działalności, niedawno przekroczyła 1 milion!Wiesław BełzZobacz archiwalną rozmowę z Dietmarem BrehmeremPolecane ofertyMateriały promocyjne partnera
problem bezdomności w ludziach bezdomnych